Coś niepokojącego dzieje się z wodą w Bałtyku. Po raz pierwszy od 1500 lat
Wody Morza Bałtyckiego doświadczają gwałtownej degradacji, która może mieć nieodwracalne skutki dla jego ekosystemu. Naukowcy alarmują: zawartość tlenu w głębinach Bałtyku jest dziś najniższa od 1500 lat. Sytuacja, którą przez lata bagatelizowano, nabrała teraz dramatycznego tempa. O co dokładnie chodzi i czy faktycznie są powody do niepokoju?
Zespół badaczy z Uniwersytetu w Turku (Finlandia) i GEOMAR (Niemcy) przeanalizował osady denne i historię biochemiczną Morza Bałtyckiego na przestrzeni ostatnich stuleci. Wyniki są jednoznaczne - skala niedotlenienia osiągnęła rekordowe wartości. Tak zwane martwe strefy rozciągają się dziś na powierzchni ponad 70 tysięcy kilometrów kwadratowych - to więcej niż powierzchnia Irlandii.
Martwe strefy to obszary pozbawione tlenu, w których życie biologiczne zanika. W takich warunkach nie przetrwają ani ryby, ani mięczaki, ani większość organizmów bentosowych. Takie zjawisko nad Bałtykiem oznacza, że woda przy dnie staje się toksyczna, a procesy gnilne wypierają naturalne mechanizmy samooczyszczania.
Eksperci wskazują na trzy główne czynniki, dla których to zjawisko eskaluje:
- eutrofizacja, czyli nadmierne wzbogacenie wód w składniki odżywcze - głównie azot i fosfor. Te trafiają do Bałtyku przez rzeki, z pól uprawnych, kanalizacji i przemysłu,
- zmiany klimatyczne, które podnoszą temperaturę wody, zmniejszają cyrkulację i pogłębiają różnice między warstwami wodnymi. Cieplejsza powierzchnia działa jak pokrywa, uniemożliwiając wymianę tlenu z głębinami,
- brak skutecznych działań, mimo prowadzenia programów redukcji zanieczyszczeń w Skandynawii i państwach bałtyckich. Jak dotąd, nie widać oznak regeneracji ekosystemu.
Ostatnie zdjęcia satelitarne z misji NASA i Copernicus ujawniają rozległe, spiralne zakwity fitoplanktonu - głównie sinic i innych cyjanobakterii. Choć pozornie efektowne wizualnie, stanowią one jeden z najpoważniejszych objawów degradacji środowiska. Nadmierny rozwój glonów pochłania tlen i blokuje dostęp światła słonecznego, pogłębiając kryzys tlenowy. A co będzie działo się dalej?
Modele klimatyczne i oceanograficzne nie pozostawiają złudzeń. Jeśli nie zostaną wprowadzone radykalne zmiany:
- zasięg martwych stref wzrośnie.W ciągu najbliższych dekad może objąć nawet połowę całego akwenu,
- populacje ryb będą drastycznie spadać. Już dziś obserwuje się spadek liczby dorszy, śledzi i innych gatunków o znaczeniu gospodarczym,
- człowiek poniesie konsekwencje ekologiczne i ekonomiczne - w postaci strat w rybołówstwie, turystyce i wzrostu zagrożeń sanitarnych.
Według dr. Jacoba Carstensena z Uniwersytetu w Aarhus, najważniejsze będzie ograniczenie dopływu substancji biogennych do morza. Tylko szeroko zakrojona współpraca krajów nadbałtyckich - w tym Polski - może zahamować postępującą degradację.
Wymaga to:
- rewizji polityki rolniczej - ograniczenia nawożenia, lepszego zarządzania ściekami i odbudowy stref buforowych przy rzekach,
- inwestycji w oczyszczalnie i infrastrukturę wodno-ściekową - szczególnie na obszarach wiejskich,
- wspólnych, wiążących regulacji międzynarodowych, które obejmą wszystkie państwa korzystające z Bałtyku.
Zmiany zachodzące w Morzu Bałtyckimnie są już tylko tematem akademickich konferencji. To realny problem środowiskowy, który dotyczy milionów ludzi żyjących w jego sąsiedztwie. Jeśli nie potraktujemy go poważnie, nasze morze przestanie być źródłem życia - i stanie się kolejnym dowodem na to, jak łatwo zignorować ostrzeżenia natury.
Źródła: noizz.pl, chronbaltyk.pl
Zobacz też:
Naukowcy zaobserwowali niesamowity przelot. Czapla strojna pobiła rekord
W tym bajkowym zamku można spotkać Białą Damę. Nie każdy wie, gdzie jest
To jezioro to unikat na skalę Polski. Znajduje się na nim aż 16 wysp