Reklama
Reklama

Wygląda niewinnie, ale to groźny drapieżnik. W Polsce to już inwazja

Puszysty ogon w prążki, charakterystyczne obwódki wokół oczu i spojrzenie, które potrafi rozbroić. Szop pracz na pierwszy rzut oka nie przypomina groźnego drapieżnika, a raczej sympatycznego bohatera kreskówki. Tyle że ten słodziak właśnie przeprowadza w Polsce groźną inwazję. Groźną, bo cichą.

Na zdjęciach wygląda jak bohater bajki - aż chciałoby się go przygarnąć. Nieprzypadkowo internet pokochał memy oraz filmiki z szopami, które wtykają łapki do słoików czy "piorą" jedzenie w misce. To jednak pozory. W rzeczywistości mowa o bezwzględnym drapieżniku. W swoim naturalnym środowisku budzi zupełnie odmienne odczucie - respekt. Nie bez powodu.

Szop pracz: mistrz kombinowania

Szop pracz jest inteligentny oraz dociekliwy. I świetnie potrafi wykorzystywać obecność człowieka. Otwarcie kosza na śmieci? Żaden problem. Wdarcie się na strych albo do garażu? Wystarczy chwila. Co więcej, to zwierzę wszystkożerne, a więc... nie wybrzydza. Zje owoce, owady, jaja ptaków, żaby, a w mieście równie chętnie zajrzy do miski z karmą psa czy kota.  

Nocny tryb życia oznacza, że dla większości mieszkańców miast pozostaje niewidzialny. Ale gdy my śpimy, on bez wytchnienia eksploruje podwórka, parki i lasy. To sprawia, że łatwo uznać go za rzadkość, podczas gdy faktycznie jego liczebność rośnie. I to w błyskawicznym tempie. 

Rosnąca populacja szopa w Polsce

Tu skrywa się największe zaskoczenie. Mimo że szopów nie widzimy na co dzień, w Polsce rozmnażają się na potęgę. Jeszcze kilka dekad temu gatunek ten był niemal nieobecny, dziś spotkać go można w wielu regionach kraju. W dodatku nie ma naturalnych wrogów. Kiedy szopy znajdą w końcu sprzyjające środowisko (a Polska dostarcza go w nadmiarze), błyskawicznie opanowują kolejne tereny. 
Bo problem w tym, że szop pracz nie jest taki niewinny, na jakiego wygląda. To niezwykle skuteczny łowca, który pustoszy lęgi ptaków. Giną kuropatwy, bażanty, a także rzadkie gatunki wodne. Szopy są też konkurencją dla lisów czy borsuków, w efekcie czego dochodzi do zachwiania subtelnej równowagi, na której opiera się nasze środowisko. Na tym jednak nie koniec. Szopy przenoszą pasożyty i choroby: od wścieklizny po groźne nicienie, zagrażające również ludziom. 

Inwazja szopa pracza w Europie budzi niepokój przyrodników. Szacunkowo w Niemczech populacja szopa pracza przekroczyła już 1,5 mln. Doprowadziło to do spadku liczebności ptaków leśnych nawet o 50 proc. w niektórych regionach, także w Polsce. Szopy praktycznie nie mają naturalnych wrogów, co pozwala im zdobywać kolejne tereny. Dziś występuje niemal w całym kraju, ale najliczniej w 
Ujściu Warty, Puszczy Noteckiej, Dolinie Odry czy w okolicy Jezior Pszczewskich. Jak podają wiescirolnicze.pl, w jednym tylko obwodzie łowieckim zlokalizowano 178 osobników na obszarze 150 ha lasu. To wartość alarmująca.

Monitoring i programy odłowu

Co więc robić? Nie dokarmiać. Im bliżej ludzi żyją szopy, tym trudniej je kontrolować. W wielu krajach, w tym w Polsce, naukowcy i służby leśne prowadzą monitoring oraz programy odłowu, by ograniczyć ich populację. To jednak trudne i kosztowne zadanie. Na koniec pozostaje pytanie: czy jesteśmy w stanie zatrzymać szopa, zanim rozgości się na dobre? Historia innych gatunków inwazyjnych pokazuje, że to trudne. Ale jeśli nie zaczniemy działać teraz, może się okazać, że przyszłe pokolenia będą znały szopa nie tylko z internetu, lecz także z własnego podwórka. 

Źródło: zielona.interia.pl, wiescirolnicze.pl

Zobacz też:

To potrafią już uczniowie podstawówki. Dorośli czasami mają kłopot

Są spokrewnione z wilkami. Wierzono, że wyłoniły się z mgły

Urokliwe miasteczko między dwoma jeziorami. Łączy je podziemny tunel

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: przyroda | ciekawostki